Z okazji jubileuszu naszego miesięcznika redakcja NMS Magiel powróciła do starych, nieistniejących już działów. Gdyby poniższy tekst został napisany kilka lat temu, trafiłby do działu Internet.
Autorka: Natalia Łopuszyńska
Internet – lustro marzeń i aspiracji. Odzwierciedlenie tego, co chcielibyśmy mieć. Definicja sukcesu schowana w naszych kieszeniach. Każdy widział wśród wyselekcjonowanych przez algorytm postów zdjęcie osoby, która żyje naszym idealnym życiem. Pomimo świadomości edycji filmów, pozowania do zdjęć oraz używania filtrów i tak chcemy wierzyć w te iluzje perfekcji. Im dłużej przeglądamy media społecznościowe, tym bardziej widzimy, czego nam brakuje. Nie jesteśmy tak mądrzy jak „oni”, tak piękni jak „oni”, tak utalentowani jak „oni”. Nie mamy tylu przyjaciół, nie chodzimy na takie imprezy, nasz partner nie jest taki idealny albo nie posiadamy go wcale. Przesuwamy palcem po ekranach telefonów z sadystyczną wręcz zręcznością. Zazdrościmy zarówno tym, którzy wyjechali w samotną podróż po górach, jak i tym, którzy właśnie są z grupą znajomych w domu. Podglądamy życie gwiazdy filmowej i jogina, biznesmena i artysty. Nasz wzrok przykuwają coraz to nowsze zdjęcia. Zazdrość nie ma granicy, momentu, w którym mówi „stop”. Wkrada się po cichu między jednym wpisem a drugim, niezauważona. Dopiero po czasie widać jej skumulowaną formę. Wibrujące powiadomienia z mediów społecznościowych, portali randkowych czy maili nie pozwalają nawet na chwilę oddalić się od sieci. Mimo to dziwi nas, gdy po sprawdzeniu czasu spędzonego przed ekranem, ukazują się dwie cyfry.
W internecie mamy przerażającą kontrolę nad tym, co i w jaki sposób pokazujemy naszym znajomym. Na podstawie kilku ujęć możemy stworzyć całkowicie nową wersję wydarzeń. To samo dzieje się z osobami, które obserwujemy, jednak łatwo się w tym zagubić. Ciągle wpadamy w pułapki porównań. W końcu rano, po przebudzeniu, wiele osób sprawdza Facebooka zanim zobaczy własną twarz w lustrze. Internet nie bez powodu jest nazywany siecią. Jesteśmy wplątani w stosy informacji, z których większość nie jest nikomu potrzebna, a połowa z wyświetlanych zdjęć prowadzi bezpośrednio do sklepów – byśmy mogli kupić sobie szczęście i sukces sprzedawane w wirtualnych tabletkach.
Nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej możliwości wyboru. Możemy przebierać w partnerach na Tinderze, w ubraniach na stronach sklepów, w filmach na Netflixie, w źródłach informacji. Każde zdjęcie bije się z innymi o uwagę obserwatorów. Jednak czy post, który wygrywa tę walkę, naprawdę jest najbardziej wartościowy? Mimo licznych zapewnień, że chcemy oglądać naturalne zdjęcia i niewyretuszowane życia influencerów, to nie te wpisy są najbardziej popularne. Zwykłe życie nas nudzi, chcemy tylko ekscytujących momentów. Można nazwać to pewnego rodzaju niepisaną umową. Twórcy pokazują wyidealizowane życie, często zaznaczając, że w rzeczywistości nie jest tak perfekcyjnie. Obserwatorzy je oglądają ze świadomością, że to tylko fikcja i głębokim przeświadczeniem, że osoby na zdjęciach są szczęśliwsze od nich samych. Granica między światem wirtualnym a rzeczywistym z roku na rok staje się cieńsza. Pomimo tego stąpamy po niej nad wyraz odważnie, ufając, że za parę kroków nadal będzie twardy lód. A z przerębla, jak wiadomo, samemu trudno się wydostać.
Internet bezdyskusyjnie daje morze możliwości. Dla wielu korzyści z niego płynące przewyższają koszty. Problem nie leży zatem w narzędziu, choć tak łatwo zrzucić na nie winę. Winowajcami stajemy się sami, biegnąc niczym Don Kichot z triumfalnym okrzykiem i ładowarką w ręce. Łatwiej znaleźć wspólnego wroga, namacalne zło. Monstrum za szybką z niebieskim światłem. Jednak koniec końców jest to jedynie urządzenie, wiedza i aspiracje bezpiecznie schwytane pod case’em. Sami sięgamy po nie przed snem, napawając oczy informacjami o tym, jacy „powinniśmy” być. Wypuszczamy lwa z klatki. Wir porównań wciąga na dobre, mijają godziny, a po wszystkim nie sposób sobie przypomnieć, co właściwie oglądaliśmy. Obrazy zlewają się w głowie w jedną całość, z której trudno oddzielić konkretne wpisy tworzące ten nierealistyczny świat. Internet można podsumować tytułem filmu Sasnala – z daleka widok jest piękny…