Z okazji jubileuszu naszego miesięcznika redakcja NMS Magiel powróciła do starych, nieistniejących już działów. Gdyby poniższy tekst został napisany kilka lat temu, trafiłby do działu Turystyka.
W czasie niepokoju na świecie z rozrzewnieniem zerkamy w przeszłość – wspominamy czasy, w których nie przyszło nam żyć i miejsca, które dzisiaj wyglądają inaczej. Wyruszając w podróż, oczekujemy, że docierając do obranego celu, zaspokoimy naszą nostalgię.
Autor: Kajetan Korszeń
Internet w latach 2000–2001 był świadkiem fenomenu Johna Titora. Mężczyzna podawał się za amerykańskiego żołnierza z 2036 r. podróżującego w czasie. W serii publikacji twierdził on, że zna przyszłość i sugerował m.in. rychły wybuch wojny domowej w Stanach Zjednoczonych. Jak można się domyślić, nic z jego przepowiadań się nie sprawdziło. Historia ta urosła jedynie do roli urban legend, poniekąd częściowo wyjaśnionej w 2009 r., pozbawiając niektórych nadziei na realną możliwość podróżowania w czasie. Tymczasem nic nas nie powstrzymuje przed zastanawianiem się, co by przyniosło turystyczne przemieszczanie się nie tylko w przestrzeni, ale również po osi czasu. Zwłaszcza w tył.
Filmowa maszyna czasu
Wiele osób oglądając jakiś film, próbuje się identyfikować z głównym bohaterem tudzież jego przeciwnikiem. Zdarzają się również produkcje, które zachęcają do całkowitego zanurzenia się w klimat czasów i miejsce akcji.
Bardzo naturalną atmosferę przynoszą filmy francuskiej Nowej Fali, które zazwyczaj były nagrywane wśród zwykłych przechodniów – nieświadomych, że właśnie pełnią role statystów. Ówczesny Paryż kontrastował z dzisiejszym zwłaszcza jednym czynnikiem – liczbą wszędobylskich turystów. Lata 60. to czas, gdy turystyka masowa jeszcze nie funkcjonowała na taką skalę jak obecnie. Wielu osobom zdarza się marzyć, by zwiedzić dowolne miasto, przechadzając się jedynie wśród tubylców czy też nie stojąc w kilkugodzinnej kolejce do najbardziej charakterystycznego obiektu. Pod względem architektury wiele się jednak nie zmieniło. Odwiedzając Paryż nie ma przeszkód, by nadal zobaczyć te same miejsca, tak dobrze znane kinomanom z kadrów 400 batów Truffaut czy Do utraty tchu Godarda.
Niestety filmowa sława często negatywnie wpływa na losy lokalizacji, które przyciągając tłumy turystów, zmieniają się w świątynię kapitalizmu w komercyjnym anturażu. Tak stało się np. z tytułowym sklepem ze Sklepu przy głównej ulicy – czechosłowackiego filmu, pierwszego zdobywcy Oscara z kraju ze wschodniej strony Żelaznej Kurtyny. Dzisiaj malutki lokal w słowackim Sabinovie w niczym nie przypomina swojego pierwowzoru. Obwieszony jest tablicami informującymi o hollywoodzkiej karierze filmu, kadrami i zdjęciami z dni produkcji, a w przyziemiach sąsiednich kamienic towarzyszą mu pawilony z mniej lub bardziej kiczowatymi pamiątkami. W takich momentach podróżnikowi głodnemu przeżyć zdecydowanie bliższych do oryginału nie pozostaje nic innego, jak stale poszukiwać – miejsc nieodkrytych, nieopisanych w przewodnikach, wreszcie niesplamionych XXI wiekiem. W końcu maszyną czasu nadal nie dysponujemy.
Poszukiwanie śladów
Chęć podróży w czasie dotyczy nie tylko odbiorców starych dzieł kultury, ale i twórców tych nowych. Skąd pisarz osadzający swoją powieść w XV-wiecznym Londynie ma wiedzieć, jak wyglądało to miasto, patrząc na dzielnicę City pełną jedynie szkła i stali? Są jednak miejsca, które choć w pewnym stopniu pomogą poczuć ducha poprzednich stuleci, a czasami nawet tysiącleci. Przykładowo, samo centrum Rzymu usiane jest przestrzeniami, dla niektórych będących tylko „stertą kamieni”. Dla Henryka Sienkiewicza były jednak bezcenną inspiracją w przygotowaniach do napisania Quo Vadis – powieści, która notabene przyniosła mu literackiego Nobla. Wyobraźmy sobie polskiego autora spacerującego wśród ruin Forum Romanum. Odwiedzający Rzym dzisiaj, by doznać tego co on, muszą zboczyć i wejść na jedno z siedmiu wzgórz. Najlepiej na Palatyn, gdzie przeniesienie się w czasie będzie chyba najłatwiejsze dzięki spacerowi wśród pozostałości pałacu cesarskiego Oktawiana Augusta.
Ślady przeszłości są do odkrycia wszędzie, niektóre na wyciągnięcie ręki, jak zakreślone na chodnikach ślady muru berlińskiego czy muru getta w Warszawie, inne wymagają zrozumienia i chwili zastanowienia. Dlatego będąc w Bieszczadach, można choć przez moment przyjrzeć się rosnącym przy szlaku drzewom owocowym, zazwyczaj pomijanym, będącym częścią zdziczałych sadów. Są to pozostałości dawnych, gęsto zaludnionych bojkowskich wsi. Te drzewa, miejscowe omszałe cmentarze czy drewniane cerkwie stanowią portal do nieistniejącego już świata i pozwalają, o ile ktoś tego chce, na podróż w czasie – bez sprzętu rodem z XXII w.
Zostaje tylko iluzja
Według Słownika Języka Polskiego nostalgia to tęsknota za czymś, co minęło – właśnie z tego najczęściej bierze się potrzeba podróży w czasie. Czytamy, oglądamy, słuchamy o miejscach i o tym, jak wyglądały dekady czy stulecia temu. Docierając na miejsce, podróżnik orientuje się jednak, że rzeczywistość w żaden sposób nie pokrywa się z jego marzeniami i wyobrażeniami. Na tym polega przemijanie. Stąd doświadczenie przeszłości nigdy nie będzie w pełni możliwe bez technicznej możliwości podróży w czasie. Aktualnie pozostaje podróżować i poszukiwać jej śladów, a zamykając oczy i odcinając się od świata, choć na chwilę przenieść się na osi czasu w tył.